Przejdź do treści
01

"Prawko"

Czy potrzebne jest prawo jazdy?

Pewnie wielu kierowców „puszek” (czyli samochodów) widząc motocyklistę, który przemyka obok stojących w korku samochodów myśli sobie: „takiemu to dobrze, my tu stoimy, smażymy się, denerwujemy, a on sobie jedzie…”. I od razu pojawia się myśl: „w sumie to dlaczego i ja nie miałbym tak jechać do pracy, zamiast stać w korkach…”. Potem druga myśl: „niestety nie mam motocykla, ani prawa jazdy…”. I od razu trzecia: „ale zaraz, przecież teraz na motocykl do 125 ccm nie trzeba prawa jazdy! Tzn. wystarczy to na samochód! A więc kupuję 125-kę!” I to jest dobry kierunek… Jeśli nigdy wcześniej nie jeździłeś na motocyklu, zacznij właśnie tak. Są świetne motocykle o pojemności do 125 ccm, które znakomicie nadają się na początek przygody motocyklowej. Doskonale sprawdzają się w mieście, a nawet można w nich jechać na małą „wyprawę” po Polsce! I nie są aż tak drogie, zwłaszcza te używane! Warto tu jednak wiedzieć, że gdyby ktoś na 125-ce chciał jechać za granicę, a posiadał tylko prawo jazdy kat. B, to może mieć kłopoty! Nie we wszystkich krajach Unii Europejskiej dozwolona jest jazda (nawet na tak małym motocyklu!) posiadając tylko kat. B prawa jazdy! (W Rumuni np. nie wolno jechać na 125-ce jeśli się posiada tylko kat. B!)

Natomiast jeśli już kiedyś jechałeś na motocyklu, zrobiłeś prawo jazdy kat. A, lecz przez lata nie jeździłeś i nagle widok mototurysty poruszył twoje serce, to… Wyhamuj… Ochłoń… Jazda na motocyklu świetnie wygląda z boku, gdy się siedzi w klimatyzowanym samochodzie. Natomiast gdy się moknie w deszczu lub stoi na światłach przy 40 – stopniowym upale w pełnym kombinezonie, to już wtedy tak różowo nie jest. Więc zanim zdecydujesz się na zainwestowanie pieniędzy w przygodę motocyklową, spróbuj najpierw tej przygody tańszym kosztem. Może się okazać, że odkryjesz iż to nie dla ciebie… Co więc proponuję?

mototraper

Lewa w górę!

02

"motór"

Czy od razu kupować motocykl?

To co tu napiszę jest niezgodne z prawem! Tzn. połowicznie… Moja rada jest taka, żeby najpierw, zanim kupimy motocykl i rozpoczniemy przygodę z motocyklizmem, spróbować się nim przejechać. Może jakiś znajomy ma i mógłby dać nam się przejechać (nielegalnie), powiedzmy na torze… Ewentualnie można zapisać się na kurs prawa jazdy lub poprosić o możliwość przejechania się na motocyklu w jakiejś szkole motocyklowej na placu manewrowym. Nawet odpłatnie warto. Dlaczego? Bo może się okazać, że taka jazda wcale nam się nie spodoba! Odkryjemy, że owszem fajnie to wygląda… tylko niestety „z boku”. A jak się założy prawie dwu kilogramowy kask na głowę to okaże się , że to nic miłego. Gdy ja zaczynałem kurs prawa jazdy na motocykl mój instruktor zrobił równie szaloną co genialną rzecz: zabrał mnie niemal od razu na pierwszej jeździe poza placem na autostradę i kazał jechać przez chwilę z prędkością 140 km/h i wyprzedzać ciężarówkę. Motocyklistom nie muszę tłumaczyć jakie to było doświadczenia dla początkującego „bikerka”. Motocykl bez owiewki… Kask niezbyt dopasowany… Myślałem, że mi łeb urwie albo mnie całkiem ściągnie z motocykla i wrzuci pod koła tej ciężarówki, a ta mnie zmieli na miazgę! To krótkie i traumatyczne doświadczenie było jednak mądre… Miało mi pokazać jak naprawdę wygląda jazda motocyklem i że bardzo często nie ma ona nic wspólnego z relaksem i wygodą. Dobrze sobie to uświadomić, a najlepiej przeżyć na początku motocyklowej „kariery”. Zaoszczędzimy sobie w ten sposób niepotrzebnych wydatków…

Jeśli już jednak spodoba nam się sama jazda, to jeszcze trzeba zdecydować jaki rodzaj motocyklizmu nas najbardziej „kręci”, jaki nam się najbardziej podoba? Czy czopery i „jazda w skórach”, czy ścigacze i „pozycja embrionalna”, czy wygodne acz ciężkie turystyki, czy może hiper wygodne „kanapowce” (wersalki) czyli Goldwingi? A może polubimy się brudzić w błotku na crossach…? Innymi słowy trzeba sobie odpowiedzieć na fundamentalne pytanie: do jakiej „kasty” motocyklowej chcę należeć. Więcej o tym napisałem TUTAJ.

Gdy jednak już kiedyś jeździliśmy motocyklem i podoba nam się to, tylko zapragnęliśmy czegoś więcej niż jazda do pracy i z powrotem, zapragnęliśmy podróży, to… także doradzam opanowanie. Zanim kupimy swój własny motocykl, lepiej spróbować wypożyczyć go i przejechać się gdzieś dalej na kilka dni (w słońcu i deszczu). To pomoże nam zweryfikować nasz zapał. Ewentualnie można kupić motocykl dla siebie, lecz jakiś tańszy, na wypróbowanie. Gdy spodoba nam się podróżowanie, wtedy zaczniemy myśleć o czymś ambitniejszym…

mototraper

Lewa w górę!

03

zakup

Jaki motocykl kupić?

O tym pisałam już TUTAJ. Dodam tylko, by od razu nie porywać się na super ciężkie albo super mocne motory. Łatwo się zniechęcić, gdy motocykl nie od razu jest nam absolutnie posłuszny i czasem „robi z nami co chce”. Zwłaszcza przy małych prędkościach… Lepiej zacząć od czegoś lżejszego, a jak już opanujemy sztukę przepychania motocykla, podnoszenie go z ziemi, zawracania, parkowania i znajdziemy swoje „tricki”, by waga nas nie przerażała, wtedy warto rozejrzeć się za czymś cięższym i mocniejszym.

Druga sprawa to cena motocykla. Lepiej zacząć od czegoś tańszego, nawet lekko obitego, bo wtedy mniej będzie bolało jak nam się na początku motocykl będzie przewracał. A na pewno będzie się przewracał i to wcale nie w czasie jazdy lecz przy parkowaniu i przetaczaniu! Rysy i pęknięcia owiewek na nowym, drogim motocyklu bardziej bolą niż rozbite kolano… Lepiej więc te pierwsze brutalne „lekcje” odbyć na czymś tanim…

Kolejna sprawa to typ motocykla (o tym także już pisałem TUTAJ). Nie od razu wiemy, czy porwą nas motocyklowe podróże czy lans na ścigaczu, czy tylko dostojne przejażdżki na zlot i z powrotem na czoperze. Dlatego na początek warto kierować się sercem: czyli co mi się wizualnie podoba. Lepiej jednak nie inwestować w drogi sprzęt, bo może nam się odwidzieć dana „kasta”. No chyba, że nas stać…

mototraper

Lewa w górę!

04

Ubiór

A co z ubraniem na motocykl?

Tu jest podobna zasada jak z zakupem motocykla, bo każdy motocykl ma do siebie dopasowany strój. Na czoperach jeździ się przeważnie w strojach skórzanych „z frędzlami” (jak ja to nazywam). To drogie stroje, absolutnie nie wodoszczelne, ale ładnie wyglądają i pasują do tego typu motocykli. Jak namokną to swoje ważą. Z kolei na ścigaczach jeździ się także najczęściej w skórach, ale bardziej „pstrokatych”, z dużą ilością ochraniaczy, najczęściej jednoczęściowych. Także nie są to stroje wodoszczelne. Brudasy (ang. „dirty”) czyli crossowcy ubierają pstrokate lekkie stroje, a pod nie ochraniacze i potężne zbrojone buty. Wyglądają jak papugi (najczęściej brudne papugi), ale tu chodzi o zabawę i właśnie o to by się wybrudzić! Natomiast „turerzy” (podróżnicy) zakładają najczęściej stroje tekstylne. Co do cen, to w każdej z tych „kast” można znaleźć coś bardzo taniego i bajecznie drogiego. Wszystko zależy od tego, ile kto ma pieniędzy do wydania. Do tego zdarza się i to dosyć często, że ktoś kupił strój, pojeździł jeden sezon, ale jakoś dziwnie urósł mu „mięsień piwny” i musi go wymienić na nowy. Wtedy warto odkupić od takiego używany. O strojach więcej TUTAJ.

Jeśli chodzi o kask, to na pewno trzeba go kupić nowy i najdroższy (czyli teoretycznie najbezpieczniejszy) na jaki nas stać. Na głowie nie wolno oszczędzać… Niestety, wypada by kask także był odpowiedni do typu motocykla, bo inne są dla crossowców, inne dla harlejowców, inne dla jeżdżących na ścigaczach… I tu następuje pewna „kolizja” między modą, tym co „pasuje” do danego motocykla, a bezpieczeństwem. Najbezpieczniejsze są na pewno kaski integralne (czyli takie, w jakich jeżdżą ci na ścigaczach). Rozsądnym było by zatem, by wszyscy w takich jeździli… Niestety moda lub „design” zwyciężają z rozsądkiem! Dlatego nikt takiego kasku nie ubiera np. na Harleya…

mototraper

Lewa w górę!

05

Jazda

Kupiłem i co dalej?

Dalej to już wsiadaj i jedź! Jeździć, jeździć i jeszcze raz jeździć! Jak wszędzie tak i tu: trening czyni mistrza! Im więcej kilometrów przejechane, tym większe umiejętności! Jeździć trzeba i to nie tylko po asfalcie, na bocznych drogach, poza miastem, ale także w mieście, w korkach, przy dużym ruchu, na drogach szutrowych, gruntowych i w terenie, jeśli motocykl na to pozwala. Lepiej popełnić błędy i upaść blisko domu, niż gdzieś daleko, za granicą. A to na błędach człowiek się uczy. 

A gdy czasem się nie chce?

Każdy ma na to inny sposób. No bo przecież czasem przychodzi lenistwo i zwyczajnie nie chce się nigdzie jechać. Mnie motywuje towarzystwo. Jak mam z kim jechać na przejażdżkę lub w podróż to łatwiej mi się wyrwać (zakładając, że mam czas…). Ostatnio jednak bardzo często jeżdżę samotnie… Polubiłem to… Łatwiej mi się wtedy zatrzymać i zachwycać byle czym, nie narażając się na niezrozumienie i zniecierpliwienie towarzyszy podróży. Druga sprawa to ciekawość świata. Jeśli ktoś chce podróżować na motocyklu to musi po prostu być ciekawym świata! Musi chcieć widzieć, poznawać, doświadczać… Jeśli jesteś domatorem, daruj sobie podróże motocyklowe…

Inną motywacją są książki podróżnicze. Mnie one bardzo pomagają, zwłaszcza w zimie. Jak się naczytam o danym miejscu, to chcę tam pojechać i na własne oczy to zobaczyć. Książki o motocyklowych podróżach jakie przeczytałem możesz znaleźć TUTAJ.

I ostatnia sprawa: internet. Blogi i vlogi podróżników motocyklowych, kanały podróżnicze na You Tube, strony podróżników… Jest tego sporo. Także je przeglądam i one mnie inspirują. Moje ulubione można zobaczyć TUTAJ.

mototraper

Lewa w górę!