sprzęt biwakowy
Zasadniczo mamy kilka opcji podróżowania. Albo wybieramy nocleg w hotelu i wyżywienie w restauracjach, albo śpimy pod namiotem i jedzenie przygotowujemy sami. Ta druga opcja jest bliższa memu sercu, choć nie ukrywam, że często z wygody lub lenistwa korzystam i z tej pierwszej. Niemniej korzystanie z namiotu i własnej kuchni daje większą swobodę w podróżowaniu jak i jest zwyczajnie tańsze!
Poniżej prezentuję opis akcesoriów kempingowych jakich używam.
Właściwie od początku moich podróży motocyklem (jak i wcześniej) posiadam namiot polskiego producenta – firmy MARABUT. Gdy go kupowałem w 2005 roku na rynku nie było jeszcze tak dużo tak tanich i w sumie dobrych namiotów. Kupiłem więc Marabuta model „Acatama”. Namiot jest świetny. Zresztą co tu dużo mówić. Firma robi namioty na wyprawy w Himalaje i inne ekstremalne przedsięwzięcia…
Mój namiot jest teoretycznie 3 osobowy, choć wygodnie śpi się maksimum w dwójkę. Posiada spory przedsionek. Stelaż mam aluminiowy. Całość waży 3,6 kg i po złożeniu jest walcem mającym ok. 50 cm długości i 20 cm średnicy, ale mi jego rozmiar nie przeszkadza. 17 lat eksploatacji zrobiło jednak swoje… Podłoga nie jest już w 100 % wodoszczelna i raz złamała mi się jedna rurka w stelażu. Producent wymienił mi ją na nową za 10 zł… Powoli dorastam jednak do decyzji o zakupie nowego…
Posiadam dwa śpiwory. Jeden „ciepły” gdy jadę w chłodniejsze rejony, drugi bardzo cienki. Ten cieplejszy to produkt firmy Treck Sport ze Słowacji. Nie jest on puchowy, ale i tak jest dosyć komfortowy, niestety zajmuje sporo miejsca w bagażu. Ciężko się go też pakuje do worka. Ten drugi to jakiś tani „wynalazek” firmy ISENZO. Nie ukrywam, że czasem, gdy przyjdzie spać w nim w górach, w nocy budzę się i muszę zakładać na siebie dodatkowe ubranie bo jest zimno… Ale za to jest bardzo mały…
Nie używam klasycznej piankowej karimaty lecz materac samopompujący. Kupiłem go w Decathlonie za parę złotych. Niestety „samopompujący” jest tylko z nazwy. W rzeczywistości trzeba mu „pomóc” się napompować dmuchając go własnymi płucami. Jeśli chodzi o komfort spania, to jest znośnie (może dlatego, że ja nie jestem tu wymagający). Materac wykorzystuję także bardzo często jako leżak na plaży. Plusem jego jest niewysoka cena i fakt, że po złożeniu zajmuje stosunkowo niewiele miejsce. Na pewno mniej niż tradycyjna karimata.
Ostatnio zacząłem korzystać także z innego rozwiązania – z materaca pompowanego. To rozwiązanie wygodniejsze, choć wymagające więcej pracy. Obliczyłem sobie, że objętościowo taki materac nie zajmuje więcej miejsca niż w/w samopompujący, a jest o niebo wygodniejszy. Niestety aby go użyć potrzebna jest już pompka. I ta zajmuje dodatkowe miejsce. Ja zakupiłem elektryczną. Nie jest aż tak wielka, lecz wymaga zasilania. Generalnie polecam to rozwiązanie dla tych, którzy są wygodniejsi…
Do gotowania używam kuchenki gazowej COLEMAN. Posiada ona zapalnik piezoelektryczny (co jest bardzo wygodne). Butlę z gazem można odkręcić po użyciu i schować osobno. Kuchenka ma bardzo dużą sprawność grzewczą. Litr wody gotuje w 2-3 minuty. Niewątpliwą jej zaletą jest rozmiar. Po złożeniu (które jest banalnie proste) zajmuje bardzo mało miejsca, a to ważne w turystyce motocyklowej. Wcześniej miałem kuchenkę „Campingaz Camping 206S”, która była dosyć duża i „nieskładalna”. Raz założony kartusz trzeba było cały czas trzymać podłączony do palnika. Tu tak nie jest. Po użyciu można go odkręcić i schować osobno. Jest to o wiele lepsze rozwiązanie. Niestety wadą kuchenki jest jej cena. To amerykańskie cudo kosztuje coś koło 220 zł. Cena kartusza z gazem jest „do zaakceptowania”, nawet oryginalnego (30 zł za 240 gramów) . Wiem że są jeszcze jakieś inne wynalazki np. na benzynę. Nie trzeba wtedy wozić kartuszy z gazem, bo benzynę mamy zawsze w baku. Nie przekonuje mnie jednak „zabawa” w spuszczanie paliwa i niepotrzebne brudzenie się benzyną… Jest to być może dobre rozwiązanie jak się jedzie na długi czas w jakieś totalne odludzie, gdzie kartusz z gazem byłby trudno dostępny… Ale w warunkach „europejskich” takie kartusze nawet na stacjach benzynowych można dokupić. Poza tym jadąc nawet gdzieś „w dzicz” na długo można ich wziąć „na zapas” ile trzeba.
Dziś na rynku są dziesiątki, a może nawet setki różnych rozwiązań w tej kwestii. Naczynia składane, ze specjalnych tworzyw, lekkie… Ale ja gustuję w poczciwych garach metalowych. Są niedrogie i trwałe. Można je włożyć do ogniska i zagotować tam wodę. Umyć można je nawet piaskiem lub popiołem… Osobiście używam leciwego już zestawu McKinley’a i jestem zadowolony. Do tego dokupiłem jakiś tani kubek metalowy i to wystarcza.
Jeśli już zdarza mi się coś gotować w podróży, to z reguły są to gotowe produkty: zupy lub drugie dania w słoikach lub konserwach. Wielu jest ich producentów. Nie kupuję ich wcześniej w Polsce, lecz szukam w lokalnych supermarketach. Natomiast czasem korzystam z żywności liofiliozowanej i wtedy są to produktu polskiej formy LYO. Więcej o niej tu: https://lyofood.pl
Tu także rynek oferuje różne plastikowe wynalazki. Ja jednak mam inne rozwiązanie: biorę komplet sztućców kuchennych z domu. Taki zwykły z kuchennej szuflady… Miałem kiedyś składany niezbędnik McKinley’a. Fajny był, ale okazało się, że rdzewieje. Wożę go jeszcze czasem z przyzwyczajenia. Noże mam dwa. Jeden składany szwajcarski scyzoryk (nieco większy) i drugi: finka.
W tym temacie rzadko się spotyka wypowiedzi podróżników motocyklowych. Wiadomo, że każdy jakoś dba o higienę, więc po co pisać o mydle, ręczniku czy szamponie. Nie ma sensu wymieniać także marki produktów z których się korzysta. Wspomnę tylko, że niekiedy można spotkać się z rożnymi środkami do mycia i kosmetykami różnych firm w specjalnym „turystycznym”, a więc pomniejszonym opakowaniu. Wydaje mi się to zabiegiem marketingowym. Bo czy aż tak dużo zaoszczędzi się miejsca na małej tubce pasty do mycia zębów zamiast normalnej? Nie sądzę. Dlatego ja z tych zestawów turystycznych nie korzystam. Co najwyżej szampon do włosów i płyn do naczyń przelewam do mniejszej i zakręcanej (!) butelki, żeby się same nie otworzyły, i nie narobiły ambarasu w kosmetyczce. Jedynie ręcznik polecam kupić taki szybkoschnący. Ostatnio nabyłem taki w Decathlonie. Świetny i bardzo duży! Do tego kosmetyczka by to zapakować. Też z Decathlonu.